
Dzień zaczął się tak dobrze, od sukcesu przy źródle. Teraz nie szło nam już tak wspaniale. Ruch w stronę Miastka był właściwie żaden, więc zmieniliśmy nasz kierunek na Bytów. Udało nam się zabrać z kierowcą jadącym do Suchorza, nadłożyliśmy trochę drogi, ale czekanie na zimnie było już na tyle drażniące, że musieliśmy się na coś zdecydować. W Suchorzu było już lepiej i po kilkunastu minutach złapaliśmy stopa do Miastka.
Na miejscu dowiedzieliśmy się, jak trafić nad Jezioro Smołowe i ruszyliśmy na wschód. O ile z Jeziorem nie było problemu, to znalezienie źródła zajęło nam chwilę, co z resztą widać na relacji wideo.
Gdy tylko wykonaliśmy tę część naszej misji, dziarskim krokiem pomaszerowaliśmy z powrotem do Miastka i znów ustawiliśmy się na strategicznych autostopowych pozycjach, trzymając kartkę z kolejnym celem – Osławą Dąbrową. Czekaliśmy na okazję około pół godziny, ale za to podróż była ciekawa – jechaliśmy z dwójką studentów historii z Węgier. Co to byli za ludzie! Ci zwariowani pasjonaci zasypali nas całą serią opowieści na temat Pojezierza Bytowskiego, gdzieniegdzie wplatając węgierskie słowa, co sprawiło że byliśmy jeszcze bardziej pogubieni. Dowiedzieliśmy się w każdym razie, że Osława Dąbrowa w 1932 roku nosiła nazwę Rudolfswalde. Ufff….
Jezioro Krążono znaleźliśmy bez trudu, podobnie samo źródło. Szybka akcja i byliśmy gotowi do drogi powrotnej. Zabrał nas kierowca furgonetki wiozący jakieś bliżej niezidentyfikowane sprzęty do swojego gospodarstwa. Do Kościerzyny dojechaliśmy około 19 i na dworcu z lekkim niepokojem spostrzegliśmy, że ostatni pociąg do Gdyni odjechał o 17.11. Byliśmy już zdrowo podłamani perspektywą noclegu w Kościerzynie, gdy nagle naszym oczom ukazały się busy prywatnego przewoźnika kursujące do Gdyni.

Udało się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz