24.12.08

Narew- Białoruś, Puszcza Białowieska.

Wyprawa do źródła Narwii była jak do tej pory najtrudniejszym etapem podróży realizowanych w ramach Projektu Wisła. Dzikie Bagno- miejsce wypływu rzeki znajduje się na Białorusi w północno-wschodniej części Puszczy Białowieskiej, musieliśmy zatem dopełnić wielu formalności umożliwiających nam przejście przez granicę oraz bezpieczny pobyt na terenie kraju. Nasz operator nie otrzymał wizy, w związku z czym oprócz standardowego wyposażenia dźwigaliśmy Imka i sprzęt fotograficzny niezbędny do stworzenia bogatej dokumentacji.





Nie było łatwo.

Wybraliśmy przejście graniczne Białowieża-Piererow. Co prawda dojazd do punktu jest dość skomplikowany, ale zaoszczędziliśmy tym samym zbędne błądzenie w obcym kraju, na co nie mieliśmy ani czasu ani sił ani nawet ochoty.
Wyruszyliśmy wczesnym rankiem z dworca Warszawa Wileńska. W informacji dowiedzieliśmy się że krańcową stacją wschodu jest Ostrołęka, z której w dalszą drogę musielibyśmy udać się autobusem. Kolej Mazowiecka dała nam możliwość pokonania połowy planowanej drogi ale znacznie zbliżało nas to do celu zatem zakupiliśmy bilety i ruszyliśmy pociągiem osobowym w pożądanym kierunku.




W Ostrołęce znaleźliśmy PKS. Najbliższy autobus do Hajnówki odjeżdżał o 10.30, mieliśmy więc trochę czasu na chwilę relaksu i ciepła w kawiarni. Słyszeliśmy wiele nieprzychylnych opinii dotyczących prowincjonalności miasta, wszechobecnych L-ek nauki jazdy oraz zapachu celulozy. Z takim też nastawieniem udaliśmy się na stare miasto w celu znalezienia jakiejkolwiek kawiarni. Poszukiwania przerosły nasze najśmielsze oczekiwania. Ostrołęka okazała się bardzo interesującym, klimatycznym miejscem, a kawiarnia Kafeteria na Głowackiego nasyciła nas przepyszną szarlotką i gorącą czekoladą aromatycznie gęstą niczym z kreskówki albo budyniu.





Rozgrzani i słodcy wróciliśmy na PKS i wyruszyliśmy do Hajnówki. Podróż trwała 1,5 godziny.
Na miejscu zjedliśmy szybki obiad w Lokalu Gastronomicznym.




Następnie udaliśmy się na wylotówkę z miasta w celu złapania stopa w kierunku wschodnim..
Po 40 minutach oczekiwania zatrzymaliśmy samochód pędzący w samo serce Białowieży. Elokwentny kierowca okazał się lokalnym pracownikiem puszczy posiadającym szeroką wiedzę z zakresu botaniki i zoologii. Opowiedział nam mnóstwo historii mrożących krew w żyłach. Najbardziej zaniepokoiła nas opowieść o żubrach.



Dzikim zwierzętom zaczęły odpadać penisy. Najpierw na krawędzi napletka tworzyła się martwica. Potem pojawiała się ropna wydzielina. Stopniowo proces chorobowy ogarniał cały napletek, a wreszcie i prącie. Narządy płciowe puchły i wydzielały ropny wysięk. Nierzadko dochodziło do samoamputacji penisa. W konsekwencji żubry stawały się bezpłodne. Pierwsze przypadki zachorowania wśród zwierząt pojawiły się w latach 70. XX wieku. Statystyki z lat 1980–2002 pokazują, że na chorobę, którą nazwano nekrotycznym zapaleniem napletka, zapadło łącznie 167 samców. „Dotychczasowe badania – cytował Małgorzatę i Zbigniewa Krasińskich z monografii „Żubr” – nie ujawniły ani źródła zakażenia, ani jednoznacznego czynnika patogennego tej choroby”. Niektórzy naukowcy doszli do wniosku, że „dużą rolę mogą odgrywać czynniki genetyczne związane z małym zróżnicowaniem genetycznym populacji żubrów”. Ot, zagadka. Co mają geny do prącia odpadającego jak zgniły patyk?

To naprawdę nic zabawnego. Postanowiliśmy ,że w drodze powrotnej musimy koniecznie odwiedzić żubry.

Dotarliśmy do przejścia Piererow.
Wiedzieliśmy, że przekraczanie granicy Bialorusi nie należy do rzeczy łatwych i przyjemnych ale byliśmy spokojni. Dokonaliśmy przecież wszystkich niezbędnych formalności. I tutaj spotkało nas pierwsze wielkie rozczarowanie.
Ryży celnik od samego początku patrzył na nas nieprzychylnie. Szczególnie zdenerwował go Imko i ,,brak logicznego wyjaśnienia przewozu krzesła przez granicę”. Zostaliśmy zaprowadzeni do małego pomieszczenia gdzie bardzo dokładnie zrewidowano nasze ciała oraz bagaże. Gdy znaleziono sprzęt fotograficzny, książki, mapy i całą dokumentację projektu wiedzieliśmy już, że dzisiaj na Białoruś raczej nie dotrzemy. Byliśmy wściekli. Nie wyobrażaliśmy sobie sytuacji ominięcia chociażby jednego dopływu, tym bardziej ,że Narew ma ogromną powierzchnię zlewni i stanowi jeden z największych dopływów Wisły. Nastąpiła chwila zwątpienia. Szymon próbował jeszcze ukryć inne wątpliwe przedmioty, ja postanowiłam rozpłakać się.



Ani moje łzy, ani znajomość języka rosyjskiego nie wpłynęła pozytywnie na rozwój absurdalnej sytuacji. Zarzucono nam m.in. zbyt duże zaangażowanie emocjonalno- ideologiczne, posiadanie sprzętu fotograficznego niewiadomego pochodzenia, brak legitymacji dziennikarskich, nielegalną próbę przewozu dzieł sztuki (Imko Wisełka został zaliczony do sztuki ludowego rękodzieła kaszubskiego) - w sumie - klasyczną niepoprawność polityczną i tym samym odmowę przekroczenia granicy.
Targały nami emocje, próbowaliśmy negocjować, tłumaczyć, błagać, czarować urokiem osobistym białoruskich celników. Na próżno - granica definitywnie zamknęła się przed nami, przed światem, przed Projektem Wisła.
Zmarznięci, podłamani, bezradni długo nie wiedzieliśmy co począć dalej.
Przeprawa z celnikami trwała wiele godzin, powoli nadchodziła noc i właśnie wtedy zdaliśmy sobie sprawę z naszej patowej sytuacji. Nie przekroczyliśmy granicy, nie mamy już powrotnych autobusów, a prawdopodobieństwo złapania stopa w puszczy o zmroku było praktycznie zerowe. Na szczęście turysta wracający z Białorusi, obserwujący cale zajście wzruszył się naszym losem, zaproponował nam kawę z termosu i zawiózł do Hajnówki.
Na miejscu znaleźliśmy tani pensjonat katolicki, gdzie zostawiliśmy bagaże i zjedliśmy skromną kolację.



Aby nie popaść w całkowitą depresję, rozmyślając bezsennie pierwsze niepowodzenie, postanowiliśmy odwiedzić kolegę Wojtka, który od lat prowadzi bar ,,U Wołodzi"- miejsce szczególne na mapie Podlasia- małe muzeum socrealizmu w samym centrum Hajnówki. Gospodarz niesłychanie ucieszył się z naszego przyjazdu.



Jak zawsze ugościł dobrym bimbrem, słoniną i szczypiorem.



Całą noc, w doborowym towarzystwie Chóru Aleksandrowa, kiepskiego piwa, czerwonych flag, miliona gadżetów i niekończących się opowieści skutecznie zapominaliśmy o nieudanej próbie zatrzymania wypływu Narwii.
Około 4 rano powróciliśmy do pensjonatu. Niestety zakonnice zamknęły już główną bramę musieliśmy więc zadać sobie wiele trudu aby dotrzeć do łóżek.

3 komentarze:

Mathías pisze...

Dobra wkrętka. :D

Magda Galas pisze...

Ostatnio Imko był zaginionym, gdzie się odnalazł? Może chciał pomóc Maryi w połogu... Trzymajcie się ciepło:)

wisla.project pisze...

Imko Wisełka w dalszym ciągu posiada statut krzesła zaginionego.W drodze do źródła Narwii towarzyszył nam Imko2RedPower-jego młodszy brat.Jeśli on też nam ucieknie(zakładamy taką możliwość bo wybieramy tylko meble niezależne) mamy jeszcze na stanie Imka3Plus.

Panie Morgan....
przy tak wielkim niepowodzeniu jakie spotkało nas na Białorusi my też chcielibyśmy wierzyć,że to dobra wkrętka.Niestety-life is brutal.

Pozdrawiamy